W wieku siedmiu lat rozpoczęłam naukę w klasie sportowej. Zamiast lekcji wychowania fizycznego przez pierwsze trzy lata uczęszczałam na zajęcia gimnastyki artystycznej. Później doszły codzienne pięciogodzinne treningi, od poniedziałku do soboty. Jako zawodniczka byłam wychowywana w dużej dyscyplinie – nie miało znaczenia to, czy coś mnie boli, czy dany element, ruch był dla mnie za trudny lub niewygodny, miałam go wykonać. Próby sprzeciwu uznawane były za fanaberie bądź lenistwo. Byłam wyszkolona we wszystkich gimnastycznych „przyborach”: wstążce, skakance, piłce, obręczy i w moich ulubionych maczugach, przez które nie raz miałam podbite oko.